Wysoka dynamika zmian na arenie międzynarodowej oraz zmieniający się układ sił w skali globalnej stwarza całkiem nowe możliwości krajom regionu Morza Bałtyckiego.
Intermarrum
W pierwszej połowie 20 wieku, w odradzającej się II Rzeczpospolitej wysunięto geopolityczną koncepcję Intermarrum (międzymorza). Miała to być federacja państw leżących w trójkącie tzw. Morza ABC (Bałtyk, Adriatyk, Morze Czarne), których głównym celem w tamtym okresie było przeciwstawienie się dominacji Niemiec oraz zagrożeniom ze strony Rosji.
100 lat później koncepcja Intermarrum nabiera całkowicie nowego wymiaru i potencjału znaczeniowego. Rośnie potęga gospodarcza Dalekiego Wschodu z Chinami na czele i jednocześnie relatywnie słabnie ekonomicznie pozycja Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza po kryzysie roku 2008. Renegocjacji zasad światowego ładu w zakresie zarówno architektury bezpieczeństwa jak i reguł międzynarodowego handlu oczekuje Rosja, co powoduje napięcia w zaprojektowanym po II wojnie światowej systemie międzynarodowym. Sytuację tą podobnie do nas postrzegają również Skandynawowie, o czym pisałem w poprzednim wpisie w kontekście rosnącego poparcia Szwedów dla wejścia do struktur NATO.
Na czym konkretnie może polegać Intermarrum w XXI wieku? Zanim odpowiemy sobie na to pytanie musimy się przenieść tysiące kilometrów poza nasz region i pogodzić się z faktem, że to co wydarzy się w naszej małej Europie będzie tylko funkcją rozstrzygnięć zapadających w rejonie bezkresnego Pacyfiku.
Piwot na Pacyfik
Dziś Ameryka stanowczo wycofuje się z Europy. Strategia Pacific Pivot ogłoszona przez administrację Barracka Obamy będzie kontynuowana niezależnie od politycznej proweniencji kolejnego rządu USA. Geopolityczne i gospodarcze centrum świata przesuwa się na Pacyfik, którego główne szlaki morskie wciąż jeszcze kontroluje Marynarka Wojenna USA. Wąskim gardłem jest zwłaszcza cieśnina Malacca, która łączy Morze Południowochińskie z szlakiem morskim do Zatoki Perskiej i przez Kanał Sueski do Europy. Jesteśmy świadkami dyplomatycznej ofensywy Amerykanów w regionie, czego ostatnim przejawem było podpisanie w październiku br. wykluczającego Chiny Układu Transpacyficznego regulującego zasady handlu i mającego zmobilizować tradycyjnych sojuszników Ameryki w regionie, takich jak Australia, Japonia czy Nowa Zelandia. Taka sytuacja oczywiście jest nie w smak ekspansywnej gospodarce Chin, która musi nie tylko zachować drożność obecnych szlaków handlowych z Europą, ale systematycznie je rozwijać.
Prezydent Chin Xi Jinping doskonale wie, że co roku powinien tworzyć co najmniej 10 mln nowych miejsc pracy, aby zaspokoić choćby wewnętrzne oczekiwania wynikające z dynamiki przyrostu naturalnego. Bez utrzymania wysokiego wzrostu gospodarczego poprzez handel, w szczególności z Europą, to się nie uda. W związku z powyższym pojawiają się inicjatywy wypychania projekcji siły USA z Morza Południowochińskiego np. poprzez budowę sztucznych wysp. Jest jednak inny projekt daleko bardziej ciekawszy z punktu widzenia strategicznych perspektyw rozwoju państw regionu Morza Bałtyckiego.
Co spędza sen z powiek amerykańskim strategom?
Wprowadzając alternatywę dla handlu morskiego w konfrontacyjnej strefie Morza Południowochińskiego i cieśninie Malacca, Chińczycy zainicjowali tzw. New Iron Silk Road – projekt, który pozwoli im bez udziału Stanów Zjednoczonych w sposób niezakłócony handlować z Europą i dbać o ważny element jakim jest gospodarka. Koncepcja nawiązuje do idei starożytnego Szlaku Jedwabnego i zakłada wybudowanie do 2025 roku sieci transportowo-logistycznej w euro-azjatyckim interiorze.
Podstawą systemu będzie oczywiście sieć połączeń kolejowych (w tym wysokich prędkości do 320 km/h), ale planuje się także wybudowanie sieci drogowej, centrów logistycznych oraz realizację szeregu towarzyszących inwestycji infrastrukturalnych. Projekt New Iron Silk Road ma spiąć siecią komunikacyjną 75% światowej populacji, łącząc ze sobą ponad 40 krajów Europy i Azji. Transport lądowy z Pekinu do Warszawy, Berlina, Londynu będzie trwał…2 dni.
Zapleczem finansowym ma być powstały w tym roku z chińskiej inicjatywy Asian Infrastructure Investment Bank (AIIB), do którego Dania przystąpiła w kwietniu, Szwecja, Norwegia i Finlandia w czerwcu, a Polska – we wrześniu. Zatem to już się dzieje na naszych oczach, jednakże przy obecnej dynamice wydarzeń na arenie międzynarodowej końcowego efektu projektu nie można precyzyjnie przewidzieć.
Nowe intermarrum
Spójrzmy na mapę projektu, w ramach którego planowany kluczowy szlak handlowy świata przebiega euro-azjatyckim interiorem. Będąca poza bezpośrednim dostępem do sieci New Iron Silk Road Skandynawia potrzebuje wrót handlowych, swoistego hubu logistycznego, który zapewni jej akces do globalnego krwioobiegu. Niemcy? Na pewno tak, jako kluczowy europejski partner – beneficjent projektu z racji pogłębiającego się uzależnienia swojej gospodarki od wymiany handlowej z Chinami.
Zawsze jednak warto mieć alternatywę, zwłaszcza taką, która wnosi istotne wartości dodane. W tym momencie do gry może wejść Polska, która w kontekście New Iron Silk Road ma dla Skandynawii nie tylko ekstremalnie korzystne położenie na przecięciu komunikacyjnych osi przyszłości północ-południe i wschód-zachód. Jako lider Grupy Wyszehradzkiej, z włączeniem Rumunii do gry, możemy zapewnić Szwecji, Norwegii czy Dani niezależne, gospodarcze otwarcie poprzez „nowe Morze ABC” (Korytarz Bałtyk-Adriatyk i Morze Czarne) na Turcję, Indie, Wietnam i inne kraje Dalekiego Wchodu, które jak wynika z m.in. z prognoz Oxford Economics będą poza Chinami kluczowymi partnerami handlowymi Europy XXI wieku.
Ostatnia dekada znakomicie rozwijających się kontaktów handlowych Polska-Skandynawia, podsumowana przez nas w Raporcie TSL „Kurs na Skandynawię” jest solidnym fundamentem do dalszych, wspólnych – tym razem ponadregionalnych planów. Musimy tylko porzucić stare kalki myślenia i umiejętnie rozegrać swoją partię na geopolitycznej szachownicy Świata.
Autor: Michał Trojanowski – Kierownik Marketingu